Celem wyjaśnienia: poniższy artykuł nie ma na celu obrazy młodych mam, rodzin, ludzi chcących adoptować psa z fundacji. Ma na celu pokazać, jacy ludzie trafiają do fundacji, jak bardzo niefrasobliwie podchodzą do trudnego tematu. Chociaż wszędzie możemy przeczytać informacje o kolejnych porzuconych psach, o możliwych kłopotach ze zwierzętami z adopcji wskutek ich wcześniejszych ciężkich przeżyć, jak widać nie przeszkadza to kolejnym osobom spróbować. A może się uda?

Należy pamiętać, że pies to obowiązek. Może mieć problemy natury psychicznej, może chorować.

Im większy pies tym droższy w utrzymaniu. Nie sugerujmy się jego pięknem, tylko racjonalnie rozważmy nasze warunki: mieszkanie, czas, który możemy poświęcić psu oraz możliwe środki finansowe, które przeznaczymy na utrzymanie zwierzęcia.

Mam dom, męża, dziecko, chcę mieć doga! – wózkowa mama.

Kim jest wózkowa mama? Otóż jest to młoda mama, wychodząca na spacery z dzieckiem w super wypasionym wózku, zawsze elegancko ubrana, której do pełnego obrazu brakuje tylko jednego. Wielkiego, eleganckiego, rasowego psa. A jeszcze przy okazji, jeśli weźmie go z fundacji, to przecież spełni dobry uczynek!

Przeczytawszy powyższy tytuł zaczęłam zastanawiać się nad wyborem mniejszego zła. Co gorsze? „Wózkowa” chronicznie nieznosząca wszelkiego futra na czterech łapach, czy też „wózkowa” miłująca mieć psa. Nie bez kozery używam określenia „mieć”, gdyż to co prezentują niektóre panie nawet w najmniejszym zalążku nie ma niczego wspólnego z miłością do zwierząt, zrozumieniem ich potrzeb i psychiki. Ważne by mieć. To cel sam w sobie. No i miło żeby się prezentował.

Rozmowy z poszczególnymi przedstawicielkami płci zdawałoby się pięknej, jako żywo na myśl przywodzą mi proces narodzin.

Taka pani (na potrzeby opowieści dla przekory nazwijmy ją „panną”) przeglądająca ciekawostki w sieci, pomiędzy poradami jak przykleić tipsy, a jak zrobić „leniwe pierogi”, napotyka ogłoszenie dotyczące doga do adopcji.

I tu pojawiają się bóle przepowiadające…

Najczęściej przepowiadają – nieszczęście, które niebawem dotknąć ma owo biedne zwierzę. Nie zadawszy sobie trudu czytania ze zrozumieniem treści powodującego przykrą czynność myślenia, „wózkowa” jako dumna posiadaczka telefonu postanawia zrobić z niego użytek dając upust potrzebie werbalnej komunikacji dzwoni do fundacji celem pozyskania obiektu pożądania – doga niemieckiego właśnie.

Na wstępie swego przydługiego monologu wygłoszonego na jednym wdechu, trajkocząc zapewnia po kilkakroć o swym dozgonnym oddaniu, przeogromnej i szczerej miłości tudzież uwielbieniu dla czterołapnych wyrażając przy tym nieodpartą chęć pozyskania największego z możliwych.

Sprawa zaczyna się komplikować, gdyż pani ograniczyła się li jedynie do obejrzenia śłitaśnej fotki przy ogłoszeniu nie przeczytawszy jego treści, z której w prosty i oczywisty sposób wynika iż: osobnik doży, płci męskiej, nie nadaje się do domu z malutkimi dziećmi, bowiem nie miał z takimi kontaktu, to też reaguje na nie nerwowo, ponadto nie bardzo akceptuje towarzystwo innych czworonogów- delikatnie rzecz ujmując. Jako że osobnik waży ok. 80 kg mieszkanie w bloku na dużym osiedlu może być dość trudne dla samego psa o właścicielu nie wspominając, pomijając problem utrzymania dużego zwierza z jednej wypłaty. Może mniejszego pieska? Jakaś inna rasa bądź brak rasy? Zważywszy na ludzki przychówek i brak samochodu?

Panna napotkawszy opór zaczyna mocno przeć. Pies potrzebuje dużej dawki ruchu? Jest bardzo żywiołowy? Nie szkodzi! Ona uwielbia spacery, zabierze dziecię, wózek, psa*(kolejność dowolna) i pójdzie na spacerek. Ale że co? Że zły pomysł? Że spacerek ekstremalny to będzie? Ponadto jaki problem że dzieci nie lubi? PRZYZWYCZAI SIĘ! Panna wszak wg swych zapewnień jest osobą odpowiedzialną i znającą się na psach- co zapewne nie jest bez znaczenia. Pannie zawsze podobały się dogi i ma marzenie by takiego posiadać. Najlepiej teraz, natychmiast i właśnie tego.

Nie ukrywam, że od zawsze podobały mi się żyrafy. Jak długo bym nie myślała nijak nie odnajduję powodu, dla którego to żyrafa miałaby zamieszkać w moim domu. Może źle szukam, może moja miłość do żyraf nie jest dostatecznie duża i szczera?

Wraz z padnięciem magicznego słowa „nie” panna zaczyna przeć mocniej, posiłkując się niemal krzykiem – taki to wysiłek. Zwoje mózgowe przyspieszają swoją prace, neurony zwiększają tempo grzejąc się do czerwoności. Stęka, poci się, jęczy. Ale że co? Przecież zejdzie po schodach z wózkiem (wraz zawartością )i z psem wielkości cielęcia – z drugiego piętra. Ona chce! I już – „bo kocha dogi”. A że może na tych schodach mijać sąsiada wracającego ze swoim psem ze spaceru? Nie ma takiej opcji – sąsiad nie ma psa, w ogóle na osiedlu nie ma, i zapewne nie będzie, jeszcze chwila a gotowa przysiąc że osiedle wymarło wskutek erupcji wulkanu, o której nie wspomnieli w tvn24.

Opór silniejszy tym mocniejsze parcie i mocniejsza miłość do doga…Racjonalne argumenty na nic się zdają, choćby takie, że wypadałoby przede wszystkim zadbać o bezpieczeństwo produktu swych lędźwi. Wraz z rozwarciem paszczy miłość do dogów ukazuje się coraz mocniej i mocniej. Tak bardzo, że przekracza wszelkie granice. Granice absurdu również. Okazuje się że panna prowadzi aktywny tryb życia uprawia sporty wszelakie więc zapewne nikt inny jak ona nie nadaje się tak doskonale na właściciela doga,TEGO doga(!), z którym to będzie każdego dnia bladym świtem, niezależnie od panującej aury biegać zawzięcie minimum 2 godziny- ona dla zdrowotności i ładnej sylwetki, dog dla towarzystwa i samego faktu zaspokojenia potrzeby ruchu rzecz jasna.

No! Teraz to już nic nie stoi na przeszkodzie. Ani to że pies z ADHD, ani to że dzieci nie lubi, ani to że duży, kosztowny i niewygodny na spacery z wózkiem. Ale że co? Co z dzieckiem w czasie tego porannego joggingu? Zostawi w domu samo, przecież będzie spało..

I tak rozumek zostaje wydalony wraz z łożyskiem. „Panna” urodziła.

Drogie panie! Jeśli myślicie o spóźnionej aborcji oszczędźcie nas przynajmniej. Może i śmieszne by to było, i wywołujące uśmiech politowania gdyby nie fakt że nagminne…

Ps. psa nie daliśmy. Pozyskała z innego źródła. Po dziewięciu dniach (chyba analogia do dziewięciu miesięcy) przyprowadziła do lecznicy celem uśpienia- bo niedostatecznie polubił niedawno powstałe ludzkie dziecię.

ps. Niestety, ten dialog miał naprawdę miejsce. Historia z psem do uśpienia też jest prawdziwa, niestety. Ten tekst nie jest skierowany przeciwko matkom małych dzieci, przyszłym matkom małych dzieci, ani matkom czy kobietom w ogóle. Mężczyźni potrafią z równie dużą determinacją, choć w nieco inny sposób, nie dopuszczać do siebie zdrowego rozsądku i nie uruchamiać wyobraźni. To tylko przykład. Przykład osoby, która nigdy nie powinna mieć psa. Ani z fundacji, ani z hodowli, ani ze schroniska. Znikąd!