*
– Znowu?! A może ja też chciałabym wyjść, zamiast siedzieć z płaczącym dzieckiem? Co z tego, że mecz? I że ważny? Muszę kończyć, mały jest głodny. Słucham? Tak, poradzę sobie, przecież nie pozostawiasz mi wyboru. Jesteś tam? Halo…?
Połączenie zostało przerwane. Adaś rozpłakał się na dobre. Nigdy nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, że małe dziecko zdobywa się na takie decybele. Zbyt energicznym ruchem sięgnęła po butelkę z mlekiem i mało czułym gestem włożyła ją do ust synka. Ten jednak nie chciał pić, zaczął się krztusić, by po chwili wznowić wybuch rozpaczy. Instynktownie reagował na negatywną energię matki, jej ostry ton, napięcie. Jednak będąc rocznym chłopcem trudno przekazać swoją opinię i potrzeby inaczej niż płaczem.
– Czy ty nie możesz być normalnym dzieckiem? Takim jak Zuzia sąsiadki? Spędzam z tobą nie tylko cały dzień, ale też noc, karmię cię, kołyszę, włączam tę idiotyczną muzykę poważną, a ty co? Ciągle tylko płacz i płacz!
Agnieszka poczuła, że i jej w oku zakręciła się łza. Sama nie wiedziała, czy to z bezsilności, złości, czy smutku. Adaś krzyczał coraz głośniej, wyrzucona przez niego butelka poturlała się na dywan, Chopin irytująco docierał do każdego kąta mieszkania, a wszystkiemu wtórowała wirująca pralka. Dźwięki denerwowały i wdzierały się przez uszy do obolałej głowy Agnieszki. Nie tak wyobrażała sobie początki małżeństwa i opiekę nad dzieckiem. Miało być miło, synek powinien się uśmiechać, radośnie machać rączkami, ona miała elegancko wyglądać. Wszyscy powinni być szczęśliwi i łamać stereotyp, że dziecko przewraca życie do góry nogami. A było zupełnie odwrotnie.
Agnieszka czuła, że za chwilę dołączy do koncertu Adasia i Chopina, jednak powstrzymał ją zgrzyt zamka w drzwiach. Była to mama. Przytuliła wnuczka do swojego włochatego swetra. Ku zaskoczeniu Agnieszki, mały natychmiast przestał płakać.
– Dlaczego nie wyprasowałaś mu ubranka? Córcia, dlaczego jego butelka leży na podłodze? Wiesz, ile tam jest bakterii?
– Adaś ją zrzucił – odpowiedziała przez zaciśnięte zęby. – Nie mam czasu na prasowanie. Wszystkim dookoła łatwo udzielać rad – zrób to, zrób tamto, dobra matka tak się nie zachowuje, dziecko jest najważniejsze, nie myśl o sobie.
– Przecież przyszłam po to, aby ci pomóc – odpowiedziała matka i uśmiechnęła się do Adasia.
– Pomóc, pomóc – pomyślała owa wyrodna matka. Denerwowały ją dobre rady i komentarze odnośnie karmienia piersią, kąpieli w przegotowanej wodzie i biegania do lekarza po każdym kichnięciu.
– Wszystko przeciwko mnie – myślała. – Mąż, matka, a nawet Adaś, który powinien mnie zawsze kochać! Po co mi to było? Mogłabym przecież rozwijać karierę, udzielać się towarzysko i mieć czas na czytanie książek. Zamiast tego muszę robić wszystko, żeby być idealną matką.
Agnieszka poczuła, że natychmiast musi wyjść z domu, bo oszaleje, pokłóci się z babcią Adasia, albo udusi własnego syna. Chopin wył coraz głośniej, a pralka podskakiwała.
– Przecież ja nigdy nie lubiłam muzyki klasycznej! – pomyślała i powiedziała – skoro mama już przyszła i tak świetnie radzi sobie z wychowywaniem mojego dziecka, to ja wychodzę na aerobik.
Wrzuciła do sportowej torby strój do ćwiczeń, by po chwili pędzić do klubu fitness. Dawniej przychodziła tu często i z radością, teraz stało się to przykrym obowiązkiem. Agnieszka nienawidziła swojego ciała, które od czasu ciąży całkiem się zmieniło. Na sali fitness ćwiczyły eleganckie dziewczyny, których fryzury i makijaże zawsze wyglądały idealnie, a paznokcie sprawiały wrażenie, jakby dopiero co opuściły salon kosmetyczny.
– Nic dziwnego, że te kobiety są takie radosne i szczęśliwe – myślała Agnieszka. – Ich życie to idylla, mogą robić, co chcą.
Schowała się w najdalszy kąt, z dala od luster. Trening był dużym wysiłkiem, z każdym ruchem miała wrażenie, że tłuszcz przelewa się z boku na bok. Narastała złość do Adasia, bo przecież była to jego wina.
Po zajęciach wybiegła z klubu. Nie znalazła jednak siły, by wrócić do zapłakanego dziecka i wciąż oceniającej matki. Usiadła na osiedlowej ławce. Czuła się brzydka, gruba, samotna i nieszczęśliwa.
– Nie umiem być dobrą matką – powiedziała do siebie. – Powinnam wypełniać domowe obowiązki i cieszyć się macierzyństwem, a ja uciekam z domu, bo jestem egoistką, której zachciało się gimnastyki.
Kiedy zimny, jesienny wiatr zaczął mocniej smagać zmarznięte dłonie, Agnieszka powlokła się do domu. Nie było już matki, a z Adasiem siedział tata, przytrzymując butelkę, z której mały łapczywie pił. W wazonie stały kwiaty.
– Wróciłem – powiedział i cmoknął Agnieszkę w policzek. – To dla ciebie. Słoneczniki, twoje ulubione.
– Mam gdzieś twoje słoneczniki! I parzenie butelek! I prasowanie ubranek! Nienawidzę wszystkich szczęśliwych kobiet! Nie znoszę mojej matki! I twoich meczy! Własny syn lepiej czuje się z babcią, niż ze mną! Mam w nosie Chopina, eko jedzenie i poradniki, jak być dobrą matką. Jestem nieszczęśliwa! Dlaczego ten dzieciak znowu ryczy?!
**
– Kochanie dzisiaj jest ważny mecz. Pójdę po pracy do knajpy obejrzeć go z chłopakami. Postaram się szybko wrócić. Umów się z koleżanką na jakieś wyjście, a ja zajmę się Adasiem.
– Dobrze, w takim razie całe jutrzejsze popołudnie należy do was, a ja wybiorę się do fryzjera!
– Mam najlepszą żonkę na świecie – ucieszył się Marcin. Bez względu na reakcję Agnieszki i tak poszedłby na mecz, ale wolał czuć się rozgrzeszony.
Położyła synka na macie. Wstawiła pranie, zrobiła makijaż i przyniosła zestaw zabawek. Mały z zaciekawieniem oglądał podawane mu przedmioty i co rusz zerkał na mamę, szukając jej aprobaty.
Agnieszka postanowiła wykorzystać chwilę ciszy i włączyła ulubioną jazzową muzykę. Krzątała się po pokoju, a Adaś próbował poruszać się za nią.
Eksplorowanie świata przez synka przerwało ciche pukanie do drzwi.
– Cześć mamuś! – powiedziała Agnieszka, odbierając ciężkie siatki.
Adaś poznawszy w przybyszu ukochaną babcię, zaczął piszczeć i machać rączkami. Po radosnym przywitaniu, mama Agnieszki rozejrzała się po mieszkaniu.
– Tyle tu jeszcze do zrobienia! Mamusia nie uprasowała twoich ubranek, a zabawki leżą porozrzucane!
– Od rana płakał, więc nosiłam go na rękach – odpowiedziała Agnieszka. – Później poprawił mu się humor i urządziliśmy plac zabaw. Zobacz, jaki teraz jest szczęśliwy i to bez uprasowanych ubranek.
Agnieszka czuła się przemęczona i bolały ją plecy. Tęskniła za Marcinem. Czasami wydawało się jej, że męża kocha na równi z dzieckiem, a może nawet bardziej. Wolała jednak nikomu o tym nie mówić, bo domyślała się, jak zostałoby to przyjęte przez grono koleżanek aspirujących do tytułu Wzorowej Rodzicielki.
Dzisiaj miała zaplanowane wyjście do klubu fitness. Mama zgodziła się zostać na dwie godziny z Adasiem.
W recepcji Agnieszka podała swój karnet. Pozostało kilka minut do zajęć, usiadła więc na kanapie. Obok niej odpoczywała kobieta w ciąży.
– Kiedy rozwiązanie? – zagadnęła Agnieszka.
– Niedługo – odpowiedziała ciężarna. – Zostały dwa miesiące. Chodzę na gimnastykę, bo dzięki niej lepiej się czuję. Korzystam z ostatnich chwil wolności.
– Jakiej wolności? Przecież później też możesz ćwiczyć! Ja jestem mamą rocznego malucha i zawsze staram się znaleźć czas na trening. Dzięki temu jestem w formie.
– Zwariowałaś?! – obruszyła się przyszła matka. – Przecież najważniejsze jest dobro dziecka.
Ciężarna położyła ręce na brzuchu, uniosła do góry brodę i z gracją (możliwie dużą jak na kobietę w siódmym miesiącu ciąży) poszła w swoją stronę.
Po treningu wróciła do domu odprężona, czuła, że jej ciało jest silniejsze, a umysł spokojniejszy. Czekał na nią Marcin. Trzymał piękne słoneczniki. Agnieszka wpadła w jego ramiona i pomyślała, jaką jest szczęściarą, że ma taką cudowną rodzinę.
– Jak dobrze, że wróciłeś – zamruczała i wtuliła się w męża. – Adaś dał mi dzisiaj w kość, ale mama została z nim na chwilę, więc mogłam zebrać siły w klubie fitness.
– Chodź tu do mnie – Marcin nie dał jej skończyć i pociągnął żonę w stronę sypialni. – Wymasuję ci plecy, a potem wszystko mi opowiesz.
Ten wieczór nie skończył się tylko na masażu i rozmowie… Oboje poczuli się odprężeni. I nawet nocny płacz Adasia łatwiej było znieść, bo przecież mogli na sobie polegać, a każda gorsza chwila przeplatała się z lepszą.
Macierzyństwo bywa trudne – pomyślała Agnieszka. – Może nie jestem matką idealną, ale na pewno szczęśliwą. Do tego mam najlepszego męża na świecie! Jak dobrze wrócić do domu…
***
Nazywam się Adaś. Kocham moją mamusię. Bardzo chcę, żeby była szczęśliwa. Wcale nie muszę mieć wyprasowanych ubranek i wyparzonych butelek.
Bardzo chciałbym, żeby moja mama ładnie wyglądała. Kiedy wraca od fryzjera albo kończy robić makijaż, często zerka do lusterka, uśmiecha się do siebie i do nas. Jest wtedy zadowolona i nie złości się na mnie, kiedy ściągnę coś ze stołu. Gdy mama podoba się tacie, w domu zawsze jest spokojnie, a rodzice dużo się do siebie przytulają. Boję się, gdy krzyczą, dlatego czuję się bezpiecznie, kiedy są blisko siebie.
Lubię, kiedy mama bawi się ze mną plasteliną, chodzi do piaskownicy i buja na huśtawce, ale wiem, że czasami wolałaby robić inne, dorosłe rzeczy. Gdy wychodzi gdzieś sama albo z tatą, wraca szczęśliwsza i wtedy jeszcze fajniej jest, gdy możemy razem w coś się pobawić.
Jak będę większy, to sam zacznę wychodzić na podwórko, później pójdę do szkoły, aż w końcu wyprowadzę się z domu. Wtedy moja mamusia nie będzie smutna i nieszczęśliwa, bo będzie miała swoje zajęcia, pracę i kochającego męża. A ja nie będę musiał się o nią martwić.
Nie chcę być przykrym obowiązkiem i powodem jej płaczu. Nie potrzebuję Idealnej Matki, ale tej kochającej i , zajmującej się tym co sprawia radość i przynosi satysfakcję. Taka jest moja mama, więc nasza rodzina jest wspaniała i szczęśliwa.