Iwona Banach – Jest tłumaczką, nauczycielką, mamą dorosłej niepełnosprawnej dziewczynki, pożeraczką książek, szydełkoholiczką i straszną bałaganiarą. Interesuje ją dosłownie wszystko (no, może poza ekonomią i motoryzacją). Szczególnie kreatywna bywa w kuchni, choć rodzina twierdzi, że do jej obiadów zamiast solniczki należałoby dołączać gaśnicę (występujący w powieści pikantny sataraż nauczył ją przyrządzać tata). Nie jest aż tak roztargniona jak Regi, ale potrafiłaby schować masło do piekarnika, a kota do lodówki (gdyby nie to, że koty to zwierzęta przytomne i głośno protestują).
Źródło: www.nk.com.pl

Dawno się tak nie ubawiłam! Cudownie napisana książka, przezabawna, doskonale skrojony scenariusz.

Główną bohaterką jest Reginalda Kozłowska. Jakkolwiek dumnie i staroświecko brzmi jej godność, nie wyobrażaj sobie szacownej starszej pani! Co to, to nie. Regi to istny tajfun, za co się nie złąpie – wszystko niszczy. Oczywiście niechcący. Jest pisarką, wydała już jedną książkę, a obecnie jej wydawca męczy ją o drugą. Regi zabrakło weny twórczej, więc jej mama wykupiła jej trzymiesięczne wczasy. W Dębogórze. Jak sama nazwa wskazuje, nie jest to znana miejscowość wypoczynkowa. Regi dojeżdża na miejsce i wtedy okazuje się, że to nie hotel, a dom prywatny, że nie ma służby, jest wściekły właściciel z wielkim psem, a dom wynajęła na złość mu jego była żona. Regi jednak nie poddaje się, w końcu pobyt ma opłacony i nie pytając właściciela co on o tym sądzi – wprowadza się.

I od tej chwili zaczyna się Armaggedon. Poprzez piekielnie ostre danie, które własnoręcznie ugotowała i o mały włos,a wykończyłaby właściciela domu, jego psa i listonosza, po wycieczkę do sklepu, gdzie w drodze powrotnej uciekała przed innym psem, pogubiła torebkę wywołując tym samym plotki o mordercy grasującym w okolicy.

Na domiar złego do domu zjeżdża kolejny gość, Włoch, niemiłosiernie kaleczący język polski.

„Bardzo mi mydło!” – Carlo się uśmiechnął – Przybyłam na wakacje. Nie mówię dobrze waszym narzeczem. Będziecie mogli mnie powłóczyć?”

I weź się człowieku domyśl, co on miał na myśli:) Takich słownych błędów jest masa, można boki zrywać. W każdym razie Carlo każący nazywać się Toninio przybył na wakacje w ukrytym celu. Otóż wraz z byłą żoną właściciela chcą odnaleźć skarb rzekomo ukryty w domu.

Czy skarb się odnajdzie, czy złapią mordercę i dlaczego pies lubi wino – o tym już w samej książce. Nie zamierzam odbierać wam przyjemności czytania. A jest rzeczywiście wielka!

Fantastyczna powieść, z niesamowitą bohaterką, z doskonałymi dialogami. Dobra na poprawę nastroju, dobra na otarcie łez. Ubawi cię niezmiernie i na końcu jest tylko żal, że to już.