”Rodzicielstwo bliskości jest dawaniem dziecku narzędzi, by odniosło sukces.”
W. Sears
Mało który rodzic oprze się takiej perspektywie. Wychować tak, aby zagwarantować sukces? Bez wahania!
Na czym zatem polega rodzicielstwo bliskości, ang. attachment parenting?
Przede wszystkim – wymyka się definicjom. Można, owszem, określić narzędzia/filary tego podejścia (m.in. spanie z dzieckiem, noszenie w chuście, karmienie piersią), jednak stosowanie ich jest kwestią umowną, elastyczną i w zasadzie nie świadczy o niczym innym, jak tylko o karmieniu, noszeniu lub spaniu z dzieckiem.
Sami twórcy pojęcia, William i Martha Sears, przekonują, że attachment parenting, czyli rodzicielstwo bliskości jest tym, co każdy rodzic robiłby intuicyjnie, będąc ze swoim dzieckiem na bezludnej wyspie, z dala od „ciotek dobra rada”, specjalistów i for internetowych. Wydaje się to przekonującą definicją, o ile odrzucisz wyniesione z domów rodzinnych schematy relacji rodzinnych. I tak uwolniona będziesz zdana faktycznie na własną intuicję.
Zupełnie prywatnie sądzę, że słynne ostatnio attachment parenting, jest bardzo szerokim pojęciem o wielu twarzach. I, że jeśli tylko jako rodzic znasz i szanujesz potrzeby i granice swoich dzieci, jednocześnie pamiętając o swoich własnych, a twoim dążeniem jest zapewnienie względnej równowagi między nimi – chcąc nie chcąc wpisujemy się w ten nurt.
Czy attachment parenting to wychowanie bezstresowe?
Słychać zarzuty, że to istne wychowanie bezstresowe. Że nadmiernie skupiasz się na dziecku, zapominając o sobie samej. Że akceptując uczucia dzieci, tłumisz swoje własne. Searsowie twierdzą, że zdrowe attachment parenting, to przywiązanie, nie zaś uwiązanie. Jeśli rodzic czuje się wypalony swoim rodzicielstwem, to coś jest nie tak – prawdopodobnie doszło do mocnego zachwiania równowagi. Nie jest to jednak wina podejścia – przecież ono samo zakłada właśnie dążenie do równowagi!
Attachment parenting ma pomóc dzieciom uporać się z tymi trudnościami, nie zaś je eliminować
Czasem możesz usłyszeć, że usiłujesz robić wszystko, aby twoje dziecko nie doświadczało frustracji, cierpienia i żadnych negatywnych przeżyć. Niestety, nie jest to zgodne z prawdą, bo nie da się dziecku oszczędzać trudnych sytuacji. Nie ma też potrzeby ich mnożyć – jeśli spojrzysz na świat oczami dwulatka, szybko przekonasz się, że jest on dość frustrujący – picie wylewa się z kubeczka, wieża z klocków rozpada, starszy brat nie pozwala bawić się autkami, nie udaje się założyć bucika, klamka od drzwi jest za wysoko, by jej dosięgnąć… I cała masa innych zmartwień. Attachment parenting ma pomóc dzieciom uporać się z tymi trudnościami, nie zaś je eliminować. Kiedy mówię swojemu dziecku, że widzę, jak mu przykro, że nie może oglądać więcej bajek, daję mu sygnał, że go rozumiem. Nie ma w tym nic niestosownego – niepokojące mogłoby być, gdybym z obawy przed jego smutkiem/płaczem/rozczarowaniem pozwalała mu spędzić przed telewizorem kolejną godzinę.
Attachment parenting jest podejściem, nie zaś wypełnianiem jakichś odgórnych ustaleń
Czy można z przekonaniem powiedzieć o kimś, że wychowuje dzieci w duchu rodzicielstwa bliskości, jeśli nosi je w chuście lub pozwala im spać w swoim łóżku? Czy można z grona rodziców attachment parenting, wykluczyć osobę, której dziecko śpi od urodzenia w swoim łóżeczku w swoim pokoiku? Jak wspomniałam, rodzicielstwo bliskości wymyka się definicjom i sztywnym ramom. Jest podejściem, nie zaś wypełnianiem jakichś odgórnych ustaleń. Nie ma znaczenia, czy nosisz, czy śpisz z dzieckiem – ważne jest, w jakiej atmosferze wzrastają twoje dzieci. Jeśli jest to atmosfera porozumienia, wzajemnego szacunku, respektowania potrzeb wszystkich członków rodziny, pochylania się nad emocjami i zwracania uwagi na to, co druga osoba przeżywa – właśnie tak rozumiem rodzicielstwo bliskości. Wobec takiego podejścia jest sprawą drugorzędną, w jaki sposób spaceruję ze swoim dzieckiem. Jeśli bowiem wybieram wózek, a moje dziecko spędza w nim z zadowoleniem czas spaceru – jego potrzeby najwidoczniej są zaspokojone. Jeśli zaś nie – moje uważne podejście skłoni mnie do wyjęcia dziecka z wózka i odnalezienia przyczyny płaczu czy niepokoju.
No dobrze – ale jak to się ma do odnoszenia sukcesu? W jaki sposób to, że twoje dziecko wzrasta w atmosferze poszanowania potrzeb, zaważy na jego życiowym sukcesie?
Sukces wg Searsów nie wymyka się definicji. Jest on wg nich mierzony liczbą osób, którym pomaga to, co robisz w życiu.
Jeśli twoje dziecko ma szczęście dorastać wśród ludzi, dla których jego potrzeby są ważne, którzy potrafią jemu pomóc je zaspokajać, którzy szanują jego emocje i wspierają go w radzeniu sobie z trudnościami – prawdopodobnie wyrośnie na zdrową, zrównoważoną emocjonalnie osobę dorosłą. Znając swoje granice, dziecko będzie uważało na granice innych. Ważne dla niego będzie tworzenie dobrych relacji, ofiarowywanie innym tego, co dobre w nim samym.
Małgorzata Musiał
Na co dzień pracuję w toruńskim stowarzyszeniu Rodzina Inspiruje!, prowadząc warsztaty dot. wychowywania, realizując program „Szkoła dla rodziców” i organizując eventy dla rodzin z małymi dziećmi.
Jestem doradczynią noszenia w chustach oraz jednym z niewielu w Polsce mentorem grup SAFE, profesjonalnie wspierającym świeżo upieczonych rodziców.
Skończyłam studia pedagogiczne, jednak największym polem doświadczalnym jest dla mnie – rzecz jasna – matkowanie trójce potomków.
Tym doświadczeniem dzielę się na blogu www.dobrarelacja.pl