Jedna w nocy, druga w dzień. Czyli Córki umilają mamie czas na zmianę. Taka Córka Druga w dzień jest znośna. Gdyby nie to, że trzeba pilnować, żeby poszła na nocnik, że trzeba ją ubrać i owinąć szmatą zabezpieczającą ubranie przed zupą i marchewką z groszkiem z obiadu, można by było powiedzieć, że jest samoobsługowa. Bawi się sama, coś tam sobie gada pod nosem, czasami znajdzie pod kanapą zaschnięty kawałek jabłka, a suszone owoce, to przecież samo zdrowie.

Córka Pierwsza za to w dzień robi mi pod górkę.
– Daj mi pić.
– Dobrze, zaraz ci dam.
– No daj mi pić.
– Powiedziałam, że za chwilę.
– I za chwilę dasz mi pić?
– Tak.
– To daj mi pić.
OK. – po drodze do kuchni weszłam do łazienki. I słyszę pod drzwiami – Ale pamiętasz, że masz mi dać pić???

I tak chodzi i pyta co 10 sekund, dopóki nie dostanie. Do tego wiecznie jęczy:
– A kiedy babcia mnie odbierze z przedszkola?
– Babcia nie może cię odbierać z przedszkola, bo pracuje.
– Tak długo pracuje?
– Tak. Musiałabyś czekać na nią w przedszkolu sama, bo o tej porze nie ma już dzieci.
– Oj, to ty mnie musisz odbierać.

Zrozumiała? Niby tak, ale następnego dnia znowu mnie spyta:
– A może mnie z przedszkola odebrać babcia?
Od października tak. Mamy luty. A wiecie, ja z tych, co nie przepadają za osobami upierdliwymi, bo sama jestem upierdliwa, więc co za dużo to niezdrowo.

I wreszcie nadchodzi wieczór. Córka Pierwsza powie jeszcze milion razy, że ona chce pierwsza napić się tranu, że ją pierwszą trzeba wyjąć z wanny i że ona woli prysznic tak „rachu-ciachu” niż kąpiel, a Córka Druga po prostu posiedzi zadowolona w wannie i pominie kolejność milczeniem.

Córki zasypiają zwykle bez problemu, chyba że Pierwsza przypomni sobie, że od rana chciała zrobić kupę, ale zapomniała. I wcześniej mi powie pięć razy, że ją pierwszą trzeba zakryć kocykiem, a potem kołderką. I że chce bajkę o Kopciuszku. To powtórzy dziesięć razy, zanim zdołam znaleźć telefon z odpowiednim audiobookiem, bo wieczorne czytanie bajek wyeliminowałam na korzyść szybszego luzu.

Wraz z momentem oddania się córek w objęcia Morfeusza następuje wciąż przeze mnie niezrozumiała zamiana. Córka Druga przejmuje od Córki Pierwszej mój gen upierdliwości. Gdy tylko położę się spać, zaczyna się maraton “mimi”. Mimi to nic innego jak smoczek. Tak, moja córka ma 2 lata, a śpi ze smoczkiem. I tak, wiem, że nie powinna, ale śpi. A jak smoczek wypadnie, to słyszę:
Mamo, mimi – i zrywam się z łóżka, by znaleźć smoczka.

Jeśli mam szczęście, to Córka Druga zaśnie jeszcze na dwie-trzy godziny, ale potem jest już gorzej. Stoi bowiem w łóżeczku i krzyczy:
Mamooooo piciu!

I od tej chwili mam przechlapane. Bo Córka Druga wprowadza się do mojego łóżka ze swoim mimi i butelką mleka, którą spija na raty. Po wypiciu kilku łyków butelkę muszę odstawić na parapet. Potem znowu krzyczy:
Mamooooo piciu! – i pije. Jak mam wyjątkowego pecha, to do 5 nad ranem wypije wszystko i wyśle mnie do kuchni po wodę. Jak mam szczęście, pośpi do ósmej, co jakiś czas krzycząc przez sen:
“Mimi!”, “Mamo!”, kręcąc się, wiercąc, kopiąc mnie po głowie i plecach. Gdy obudzi się rano, znowu będzie miła i samoobsługowa, a Córka Pierwsza zacznie pytać:
– A kiedy mnie babcia odbierze z przedszkola?
Mówili Wam w szkole rodzenia, na naukach przedmałżeńskich, czy na WOS-ie, że tak to będzie wyglądać?