Wychowywanie dzieci a rodzic chorujący…

    -

    Pamiętacie, jak to się chorowało za czasów szkolnych? Jak się leżało w łóżku, gorączka była znakomitym alibi dla snu przez 20 godzin na dobę, mama przynosiła herbatę, przykrywała dodatkową warstwą koców i kołder, koledzy wpadali z lekcjami? Było ciepło, spokojnie, cicho i piekielnie nudno. Teraz macie dzieci. O nudzie można zapomnieć. Teraz jest tylko piekielnie. Dzieci chorują na wszystkie sezonowe choroby, a wtedy rodzice przy okazji i na własnej skórze przypominają sobie, że istnieją takie zarazy jak grypa, angina, zapalenie oskrzeli, płuc, krtani i jelitówki. I przechodzą je z dziećmi. Albo tuż po dzieciach. I to jest chyba najgorsza wersja, bo dzieci już na nowo mają dużo energii, są pełne siły i mają diabła w tyłku. A my… nie. Zdecydowanie nie. Starszy, przemęczony, przepojony kawą organizm wiecznie narażony na stres, pracowy mobbing i podwyżki podatków, przygnieciony codziennie stertą pieluch i brudnych bodziaków traci na odporności i choruje znacznie dłużej i ciężej. Od razu wiadomo, że będzie mało przyjemnie.

    Zazwyczaj choroba spada na rodzica, gdy jest sam. Rodzic spółkowy jest zawsze w delegacji, w pracy, bo inwentaryzacja albo akurat nie ma widzenia z dzieciakami, a trzyma się tych cholernych śród i drugich weekendów w miesiącu, jak pies przypięty łańcuchem do budy. W lodówce pustki, w apteczce głównie woda utleniona, plastry, coś na zgagę i środki antykoncepcyjne. Leżenie w łóżku jest przy dzieciach procesem przerywanym. Co 10 minut trzeba wyjść spod ledwo co wygrzanej kołdry i przewinąć, wysadzić na nocnik, umyć rączki, wyjąć z paszczy dziecka buciki od lalki Barbie albo po prostu za coś dzieciarnię opierdzielić.

    Co bardziej chorzy i mniej zdyscyplinowani pozwalają sobie na włączenie dzieciakom bajek i drzemią kwadrans, śniąc o tym, jak ich dzieci w tym czasie robią sobie w czaszce dziurę nożyczkami, podpalają zasłonki w dużym pokoju, albo dzwonią z telefonu na seks linię (lepiej nie mieć takich numerów w skrótach klawiszowych), więc o wyjątkowym relaksie i wypoczynku w chorobie trudno mówić. Robi się trochę lepiej, gdy gorączka przekracza 39 stopni i bolą uszy. Sprawdziłam na sobie. Przy 39,53 i bolących uszach nawet dwójka dzieci ryczących nad głową nie jest w stanie ruszyć rodzica z łóżka.

    Po 3 dniach chorowania, podczas którego dzieci wyjadły zapasy słodyczy zostawione na święta Bożego Narodzenia, rozniosły po domu wszystkie zabawki, zasikały pieluchy, wymazały ściany dżemem oraz obejrzały 30 odcinków “Marta mówi” i 90 kolejnych wersji Kubusia Puchatka pozostaje jedynie cieszyć się, że wszyscy przeżyli i zrobić wielkie postanowienie, że to był ostatni raz, kiedy na czas choroby nie oddaliśmy naszych dzieci dobrowolnie pod opiekę toksycznej teściowej.

    Udostępnij ten artykuł

    Ostatnie posty

    Ostatnie komentarze

    Nina NA Endometrioza