Teściowa….temat rzeka. Nierzadko zwana nieco złośliwie „mamusią”. Kim dla nas jest? Ulubioną przyjaciółką? Złem koniecznym? A może obiektem celowego ignorowania, w myśl zasady: a-kim-ty-jesteś-żeby-mi-mówić-co-mam-robić?

Bo to wszystko zależy od podejścia. Albo idziemy na udry i toczymy otwartą wojnę z teściową, albo mówimy sobie, że w końcu kochamy tego samego faceta, że ona go wychowała na takiego jakim go pokochałyśmy i może uda się wypracować jakąś płaszczyznę porozumienia.

Tylko, że droga do tego kompromisu długa jest i kręta.

Nie ukrywajmy, że wiele zależy od samej teściowej. Jeśli ona, nie znając nas wcześniej, uznaje, że nie jesteśmy godne jej syna, to choćby nie wiem co będziemy w jej oczach stracone. I nic co zrobimy nie będzie dostatecznie dobre. Obiad nigdy nie będzie dość pyszny, koszule idealnie gładkie, a dom nie lśni wystarczająco. Wtedy należy pokiwać głową, przełknąć gorzką kluchę w gardle i z rozbrajającym uśmiechem na ustach powiedzieć: ja naprawdę nie wiem, jak mama to wszystko robi:)

Mamusia nie ma kontrargumentu, ty wychodzisz na zachwyconą jej osobą, a mąż dumny i szczęśliwy myśli: jak to dobrze, że dwie ukochane kobiety tak doskonale się rozumieją.

Ha, i tego w życiu trzeba się nauczyć! Zręcznego lawirowania, tak, by nie dać wejść sobie na głowę i tak, by nie wyjść na zołzę.

Najtrudniej jest kiedy z synowej przekształcasz się w matkę wnuka „mamusi”. I kiedy przez całą ciążę słyszysz: Nie jedz tego! Nie łap się za twarz jak się wystraszysz, bo dziecko plam na ciele dostanie! Nie patrz na kota, bo dziecko kolorowe oczy będzie miało! Nie myj naczyń, bo jak zachlapiesz brzuch to dziecko pijakiem będzie! No ba, wiadomo, że to od matki zależy, kim dziecko będzie jak dorośnie, dbać o to należy od życia płodowego.

A potem, jak dziecko na świat ten przyjdzie, jest tylko gorzej: Nie pokazuj dziecka nikomu, póki go nie ochrzcisz! Jak ktoś pochwali dziecko – pomyśl: pocałuj mnie….!

I nie zapomnij o zawieszeniu czerwonej kokardki, wszędzie gdzie się da, najlepiej na samym dziecku nawet!

A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, słyszymy niekończące się opowieści o dramatycznych przypadkach śmierci łóżeczkowej u znajomej znajomej synowej, a jakże. Po co młoda matka ma spróbować chociaż się zdrzemnąć w ciągu doby, niech pilnuje, czy dziecko oddycha. Dziecko płacze? Na pewno masz zepsute mleko. Nie zepsute? No to za chude/tłuste/za mało/za dużo. I na pewno coś zjadłaś i dziecko teraz ma kolkę. A w ogóle to daj jej to dziecko, ona swoje wychowała to i z twoim sobie poradzi. Bo przecież ty nie masz pojęcia o małych dzieciach, szkoła rodzenia to fanaberia, a książki kłamią.

Za to przy gościach nie zapomni troskliwie cię zapytać, jak się goi twoje krocze, czy miałaś już nawał mleka i czy w końcu zgubiłaś pociążowy brzuch. I w ogóle ty leż i odpoczywaj, ona posprząta i ugotuje, bo przecież ty nie masz siły, a dom zarasta.

A kiedy już przejdziesz etap niemowlęctwa i ząbkowania, dziecko podrośnie i pójdzie do przedszkola, to na pewno usłyszysz, że go tam dobrze nie karmią i dziecko głodne siedzi. I tutaj przydaje się wcześniej wspomniana zdolność lawirowania, czyli jak ukrócić, by nie obrazić. Czyli chwal „mamusię”, a swoje rób!

A jak nie pomoże, ukróć szybko i stanowczo, nawet jak się obrazi, to w końcu i tak przyjdzie – przecież będzie musiała sprawdzić, czy nie głodzisz jej syna i wnuków.

Chyba że trafi ci się babcia, która nie przychodzi, czeka na telefon, ugotuje obiad i wyjdzie z dzieckiem na spacer, żebyś mogła noc odespać. Szanuj taką, kochaj i wielb każdego dnia! Jest obiektem zazdrości wielu twoich koleżanek.

Najciekawsze historie pisze życie. Jedna z kobiet, przyjmijmy że Pani M., z którą rozmawiałam, opowiedziała mi, że przed ślubem miała doskonałe stosunki z teściową. Można by powiedzieć – idealne. Odwiedzały się wzajemnie, chodziły do kawiarni, kina, na zakupy. Co zepsuło się po ślubie? Trudno powiedzieć. Może teściowa poczuła, że zamiast zyskać córkę straciła syna? Może syn zaczął wychwalać żonę porównując ją do matki? Tego się nie dowiedziałam, natomiast ich stosunki nie są nawet poprawne. Nie odwiedzają się, syn Pani M. na swoją babcię mówi pani, zresztą i babcia kilkakrotnie pomyliła się, mówiąc do niego: chodź do cioci. Cioci! Wyobrażacie to sobie!

Szczytem złośliwości i chęci dołożenia synowej było podarowaniu dziecku przeterminowanych łakoci. Dobrze, że matka dziecka sprawdziła datę przed podaniem jedzenia maluchowi. Hitowym prezentem dla wnuka był używany samochodzik po starszym kuzynie. Dlaczego tak się dzieje, dlaczego teściowa uznaje córkę i jej dzieci, a nie uznaje syna, synowej i wnuka? I co ten wnuk winien, że taką babcię ma, że go podtruwać próbuje?

Jak dotrzeć do tej kobiety, która absolutnie nie widzi nic złego w swoim działaniu i jest kompletnie głucha na argumenty syna?

Gdzie i kto popełnił błąd? I niby teściowa nie rodzina, ale jako babcia dziecka to już rodzina. A z rodziną wiadomo, najlepiej na zdjęciu i to z boku, żeby wyciąć łatwiej było. Mamusię oczywiście.

Moją kolejną rozmówczynią była młoda mężatka, Pani B. Jej stosunki z mamą ukochanego nigdy nie należały do najlepszych, ale były poprawne. Odnosiły się do siebie z szacunkiem, zachowując lekki dystans. Po ślubie okazało się, że „mamusia” awansowała, obrosła w piórka i palcem nie kiwnie, by pomóc młodym na starcie. A mogłaby, oj mogła. Przypomina sobie o nich, by wylać wiadro żalu na swego męża, młodzi w panice i przejęciu rzucają wszystko, by ratować rodzinę i okazuje się, że starsi już się pogodzili, a mamusia wcale nie wymagała interwencji ze strony młodych. Przy każdej nadarzającej się okazji wspomina o wnuku, że wciąż go nie ma, ale przy pytaniu: a zajmie się mama dzieckiem, jak będę musiała wrócić do pracy?, odpowiada: ja? Przecież ja pracuję.

No, i tyle w temacie. Każdy sobie rzepkę skrobie, ale trzy grosze zawsze można wtrącić. I jeszcze mieszka na tyle blisko, ze uciec się nie da. Dzwoni i pyta: jesteś w domu? Wpadłabym do ciebie…. i zanim Pani B. wymyśli szybką wymówkę, „Mamusia” kończy:…o jesteś, bo widzę, że światło się w pokoju świeci. Cholerne żarówki…

Ale żeby nie było, że te teściowe tylko złe i niedobre, dla równowagi przedstawię historię Pani J. Teściowa od zawsze była w porządku, do małżeństwa się nie wtrąca, do wychowywania dzieci również. Kiedy potrzebują pomocy, zawsze jest gotowa. Ugotuje, wypierze, wysprząta. Z dziećmi zostanie, aby synowa z synem do kina mogli pojechać. A że czasami chciałaby, żeby było po jej myśli? Może warto ustąpić? Warto o zdanie zapytać, by poczuła, że jest ważna?

Może nie wszystek zło, co z ust teściowej wypływa?

Może spróbujmy podsumować, jaka powinna być dobra teściowa.

I nie, nie mam tu na myśli starego jak świat kawału, że najlepsza teściowa to teściowa na 102, 100 metrów od domu i dwa metry pod ziemią.

Dobra teściowa to taka, która pamięta, że jej syn/córka mają już swoje życie. Potrafi elastycznie dostosować się do sytuacji, nie robi awantur z niczego. Jest sprawiedliwa i nie wyróżnia ani dzieci, ani wnuków. Jest wyrozumiała, ciepła i pomocna. I nie próbuje wychowywać wnuków po swojemu.

My natomiast, drogie panie, jako synowe i matki, pamiętajmy: teściowa to też matka, i to naszego wybranego mężczyzny, z którym postanowiłyśmy spędzić życie. Tak więc nie może w końcu być taka zła, prawda?

I najważniejsze, my też będziemy kiedyś teściowymi! Wyobrażacie to sobie? Że waszego ukochanego syneczka porwie jakaś dziewucha, z zamiarem wydarcia nam go na zawsze? I co wtedy? A wtedy ty uśmiechniesz się, przytulisz ją i powiesz: witaj w rodzinie, córko!